(…) Raginiak nie zatrzymuje się, wołając „gdzie są…?”, załamując ręce nad „a może było tak, może inaczej…”. Pisze przejmujące, szczere, bolesne, nieoszlifowane, czasem surowe, owiane melancholią sprawozdanie z życia, własną godziną myśli wraca do przeszłości, czyniąc to z prostotą, która nie raz wynosi go do wymiaru piękna. Otwiera swe wyznanie na wymiar, w którym można być „spadającą lawiną / spinającą lęk z nieboskłonem”: „Podążam – wyznaje – przez przełęcze /i mosty zamyślone, / chcę dojść tam, / gdzie uratowałaś mnie swoją miłością” (s. 70). W tej drodze „tam” niepostrzeżenie krajobraz północnej Polski staje się inną przestrzenią metafizycznej Troski Ostatecznej, a rodzinna Łukta, jej rzeka – miejscem przejścia w metafizyczną nadprzestrzeń Crow River… Przejścia „Tam”, cokolwiek to znaczy (…).
Prof. Jarosław Ławski